Autor:
|
www.abplanalp.pl

To trochę paradoks, że zjeździwszy świat wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu ciekawych informacji o koncernie Mitsubishi, na najciekawsze informacje natknąłem się w Polsce. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Po raz pierwszy wsiadłem do samochodu marki Mitsubishi (a raczej: wsadzono mnie) kiedy miałem rok. Był to prawie nowy, srebrny Galant. Moi rodzice mieszkali wtedy w Hamburgu. Ja sam oczywiście tego nie pamiętam, ale zdjęcia nie kłamią. Potem w mojej rodzinie nie było innych samochodów, a i ja doskonale pamiętam mój pierwszy samodzielnie kupiony samochód. Mitsubishi Eclipse z 1989 roku. To było coś. Auto zaledwie kilka lat młodsze ode mnie.

Te samochody maja wielu fanów, ale ja uważam się za szczególnego. Dlatego zaraz po studiach postarałem się o staż w Japonii, oczywiście u mojego ukochanego producenta i tam dopiero zrozumiałem, czym w rzeczywistości jest ten koncern.

Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że Mitsubishi w pierwszej kolejności – już w 1870 roku – zajęło się transportem morskim. Zaczęło się od dzierżawy trzech starych parostatków, a już kilka lat później flota spod znaku trzech rombów liczyła ponad 30 maszyn. Nim jeszcze pojawiły się pierwsze zyski, pan Yataro Iwasaki – założyciel firmy rozwijał kolejne projekty. Po co kupować statki, skoro można je samemu budować w wynajętej od rządu stoczni Nagasaki? Po co kupować węgiel, skoro można kupić całe kopalnie i węgiel wydobywać samemu, a nadwyżki sprzedać po dobrej cenie?

Po śmierci pana Iwasaki, firma pozostała w rękach jego rodziny. Kolejne pokolenia wciąż rozwijały rodzinny biznes, który wkrótce składał się już z 70 przedsiębiorstw, które zajmowały się między innymi wydobywaniem surowców, usługami bankowymi, nieruchomościami, handlem i wieloma innymi zagadnieniami. A wszystko w zgodzie z kluczowymi wartościami, które wypracował i wdrożył Yataro Iwasaki.

Krótko po wojnie, wskutek prowadzonej wówczas w Japonii polityki decentralizacji władzy gospodarczej holding został rozwiązany i przekształcił się w niezależne firmy. Większość z nich nadal jednak korzystała z nazwy Mitsubishi i charakterystycznego symbolu marki. W ten sposób powstały między innymi Mitsubishi Motors, Mitsubishi Bank, czy Mitsubishi Electric. I choć są to podmioty niezależne, czerpią ze wspólnej historii i wypracowanej przez dziesięciolecia kultury korporacyjnej.
O większości z wyżej wymienionych już kiedyś pisałem. Badanie dziedzictwa pana Iwasaki stało się w pewnym sensie moim hobby, choć również sposobem na życie. Od 10 lat piszę teksty o firmach spod znaku Mitsubishi. W ostatnich latach skupiłem się głównie na Mitsubishi Electric, bo to chyba najprężniej rozwijająca się spółka byłego holdingu. Trudno byłoby wymienić wszystkie produkty, jakie wytwarza, bo z jednej strony jest to sprzęt audiowizualny, ze szczególnym uwzględnieniem telewizorów, z drugiej strony specjalistyczne windy montowane w najwyższych budynkach świata, a z trzeciej zaawansowana automatyka produkcyjna. Roboty, pompy cieplne, klimatyzatory, systemy zasilające dla rozmaitych urządzeń, systemy łączności radiowej i satelitarnej i wielu innych.

Centrum Demonstracyjno-Sprzedażowe Abplanalp w Warszawie

Ale jedno mi dotąd umknęło. To, że w ofercie Mitsubishi Electric znajdują się również urządzenia do obróbki metali oraz systemy sterowania maszyn CNC.
A dowiedziałem się o tym zupełnie przypadkiem, w czasie wizyty u znajomego, pracującego w warszawskiej siedzibie firmy Abplanalp – jak się okazuje, wyłącznego dystrybutora urządzeń do obróbki elektroerozyjnej firmy Mitsubishi. Korzystając z okazji udało mi się złapać dyrektora marketingu firmy, pana Grzegorza Ziółkowskiego i zamienić z nim kilka słów.

TOMASZ WASILEWSKI: Panie Grzegorzu, niech pan coś opowie o tych urządzeniach, bo przyznam, że dla mnie to zupełna nowość.
GRZEGORZ ZIÓŁKOWSKI: Dla mnie też (śmiech), choć pozyskałem w tym temacie pewną wiedzę. To może o samym procesie. EDM jest obróbką ubytkową, tak samo jak skrawanie. Polega na wywołaniu erozji materiału poprzez wyładowania elektryczne pomiędzy dwiema elektrodami będącymi narzędziem i przedmiotem obrabianym.
T.W.: Cóż.
G.Z.: Wiem, że to trudne, ale też pamiętajmy, że mowa o zaawansowanych urządzeniach, a operatorzy często są jednymi z najlepszych specjalistów w kraju. I mogę panu powiedzieć, że obrabiarki EDM Mitsubishi cieszą się w naszym kraju bardzo dużym uznaniem. Stopniowo wypierają z rynku inne urządzenia i obecnie są drugą najchętniej wybieraną firmą w naszym kraju. Gigantyczny sukces odniosła najnowsza, seria wycinarek drutowych oznaczona symbolem MV. Tylko w 2015 roku w całej Europie sprzedano 400 egzemplarzy elektro-drążarek tego typu. A pamiętajmy, że mowa o maszynach kosztujących nawet tyle, co pięć nowych samochodów średniej klasy.
T.W.: Jakie są zatem kluczowe przewagi Mitsubishi nad konkurencją?
G.Z.: Przede wszystkim koszty eksploatacji. Dzięki swemu wieloletniemu doświadczeniu Mitsubishi wypracowało koncepcję znaną pod hasłem The Art of Economy. Krótko mówiąc, firma gwarantuje bardzo niskie koszty eksploatacyjne elektrodrążarki. Z założenia jedynym poważnym kosztem, ma być zakup urządzenia. Potem już tylko oszczędzanie.
T.W.: Czym wobec tego obróbka elektroerozyjna różni się od innych obróbek ubytkowych?
G.Z.: O różnicach moglibyśmy rozmawiać tygodniami. Jednak najważniejszą kwestią jest zastosowanie. Obróbka elektroerozyjna jest niezwykle precyzyjna. Dlatego wykorzystuje się ją do produkcji takich elementów, jak formy wtryskowe i odlewnicze, stemple czy matryce. Ponadto znajduje swoje zastosowanie w lotnictwie czy energetyce jądrowej.
T.W.: Energetyce jądrowej? Serio?
G.Z.: Oczywiście. Pręty paliwowe obrabia się właśnie za pomocą tej technologii.
T.W.: I wy te cuda sprzedajecie na wyłączność?
G.Z.: Jak najbardziej. I to zabawne, że pan pyta. Ostatnio pojawiły się plotki, że utraciliśmy przedstawicielstwo Mitsubishi w Polsce. Więc niech pan wyraźnie napisze. Nie straciliśmy i bardzo dobrze nam się razem pracuje.

abplanalp

Po tej rozmowie moje zainteresowanie jeszcze się wzmogło. Poszukałem nowych informacji. Dowiedziałem się, pierwsze obrabiarki firma Mitsubishi wyprodukowała już w 1964 roku, co oznacza, że tego typu urządzenia znajdują się w portfolio Japończyków od ponad 50 lat. Że do 2014 roku firma sprzedała ponad 60 tysięcy urządzeń i jest niekwestionowanym liderem na rynku. I w końcu, że Europa posiada swój własny oddział Mitsubishi Electric. I to od 1978 roku. Mieści się w niemieckim Ratingen.

W tej niewielkiej miejscowości udało mi się spotkać z panem Hansem-Jürgenem Pelzersem. Miało to miejsce w trakcie uroczystości związanych z otwarciem nowej siedziby koncernu, więc czasu było niewiele. Postanowiłem porozmawiać o tym, jak firma sobie radzi na polskim rynku.

T.W.: Słyszałem plotki, że nie współpracujecie już z Abplanalp. Czy to prawda?
H.J.P.: Potwierdzam, że to plotki. Niby dlaczego mielibyśmy zakończyć tę współpracę.
T.W.: Myślałem, że pan mi powie.
H.J.P.: A ja, że pan (śmiech). Wie pan, jeśli wejść na stronę Abplanalp to natychmiast rzuca się w oczy jedna informacja. Ponad 4700 sprzedanych obrabiarek. To bardzo dużo. Oczywiście, nie wszystkie są nasze i pewnie wolelibyśmy, by Abplanalp sprzedawał więcej naszych obrabiarek, a mniej pozostałych dostawców (śmiech), ale trudno nie zauważyć, że to bardzo doświadczona i ceniona firma. Mamy doskonały kontakt i zapewniam, że nasza współpraca przebiega wzorcowo. Dlatego powtarzam: Mitsubishi Electric nie ma żadnych powodów, by rezygnować ze współpracy z Abplanalp.
T.W.: Czy Polska to dobry rynek dla obrabiarek elektroerozyjnych?
H.J.P.: Z naszego punktu widzenia tak. Polska to kraj, który bardzo dynamicznie się rozwija. W takich miejscach zawsze jest popyt na elektrodrążarki. Od kiedy jesteśmy w Polsce, nasza sprzedaż systematycznie rośnie. W samym tylko zeszłym roku o 300% w górę. I mogę pana zapewnić, że mamy takie wyniki tylko i wyłącznie dzięki doskonale zorganizowanej współpracy z Abplanalp.
T.W.: Na czym ona dokładnie polega?
H.J.P.: Oczywiście na sprzedaży naszych urządzeń, ale nie tylko. Abplanalp zapewnia bardzo fachowy serwis, dostarcza części, akcesoria i wszelkiego rodzaju materiały eksploatacyjne.
T.W.: Na przykład jakie?
H.J.P: Żywicę, drut, dielektryk.
T.W.: Czyli wasze zadanie ogranicza się do dostarczenia maszyny.
H.J.P.: (Śmiech) W pewnym uproszczeniu tak właśnie jest. Testy, próby, targi i promocja marki jest po stronie Abplanalp. Warto podkreślić, że mają doskonałych specjalistów. My w zasadzie tylko realizujemy zamówienia. Niedawno zainstalowaliśmy w Polsce naszą największą wycinarkę drutową – Mitsubishi MV4800S. Kupiła ją firma z Jasła, produkująca meble biurowe. Więc nie, stanowczo dementuję, jakobyśmy rozwiązali umowę z Abplanalp czy choćby taką decyzję rozważali. Po prawdzie, to całkiem niedawno podpisaliśmy zupełnie nową umowę dystrybucyjną. Ale o tym oczywiście nie mogę panu zbyt wiele powiedzieć (śmiech).

Mitsubishi w języku japońskim to połączenie dwóch słów: Mitsu (trzy) i bishi (orzech wodny). Orzech wodny posiada romboidalne liście i łatwo wywnioskować, że stąd właśnie wzięło się słynne logo japońskiego producenta. Ale w przypadku Mitsubishi nic nie jest takie łatwe i jednoznaczne. Trochę w tym wszystkim orzechów, trochę heraldyki samego pana Iwasaki, trochę symboliki związanej z jego pierwszym pracodawcą. I tak właśnie działa firma Mitsubishi. Wiele tego wszystkiego, a wszystko do siebie pasuje. Doskonała harmonia.