Solaris znaczy słoneczny

|

Dobry menedżer zrobi wszystko, żeby firma się rozwijała i przynosiła zyski. Tylko najlepsi są w stanie tak pokierować przedsiębiorstwem aby w momencie, gdy w gospodarce pojawi się kryzys, być na to przygotowanym. Do tych menedżerów należą bez wątpienia Solange i Krzysztof Olszewscy, właściciele i zarządzający firmą Solaris Bus & Coach.

W czasach, gdy na każdym kroku słyszy się o kryzysie, planowanych zwolnieniach pracowników i kłopotach firm, które postawiły na hazard wybierając w opcje walutowe, firma Solaris jest naprawdę jasnym punktem na mapie polskich przedsiębiorstw. Producent autobusów z Bolechowa koło Po-znania pokazuje, że nieustanna praca nad rozwojem i odpowiednia strategia przynoszą znakomite efekty. Wyraźnie podkreślają to dane podsumowujące miniony rok. Wrażenie musi robić wynik finansowy spółki, której przychody w zeszłym roku wyniosły ponad 1 miliard złotych rosnąco 341 milionów złotych w porównaniu z rokiem 2007. Zwiększyło się również zatrudnienie. Firma stworzyła ponad 200 nowych miejsc pracy i w ten sposób ogólna liczba pracowników przekracza już 1500 osób.

W 2008 roku firma umocniła się na pozycji lidera polskiego rynku autobusowego. W tym czasie na polskich ulicach i drogach pojawiło się 480 autobusów ze znaczkiem Solarisa. Dzięki temu firma może pochwalić się blisko 30% udziałem w polskim rynku autobusowym. To prawie dwa razy więcej niż znajdującej się na drugim miejscu firmy Autosan Polskie Autobusy, której udział wyniósł 16,7%. W segmencie autobusów miejskich przewaga Solarisa nad konkurentami była jeszcze większa. Aż na 53% nowych autobusów miejskich zakupionych w naszym kraju widnieje znaczek zielonego jamnika.

W całym minionym roku łączna sprzedaż pojazdów marki Solaris w roku 2008 wyniosła 1037 sztuk. Jest to najlepszy wynik w historii firmy. – Udało nam się osiągnąć planowany cel w postaci sprzedaży na poziomie ponad tysiąca sztuk autobusów. W tym roku stawiamy poprzeczkę jeszcze wyżej, zakładając że dostarczymy naszym odbiorcom około 1200 pojazdów. Już teraz znając nasz plan produkcji na najbliższe miesiące mogę stwierdzić, że jest to cel ambitny ale zarazem realistyczny – podkreśla Krzysztof Olszewski, przewodniczący rady nadzorczej Solaris Bus & Coach.

Rekordowe 557 pojazdów (w tym 13 trolejbusów) z Bolechowskiej fabryki wyjechało za granicę Polski. Sprzedaż eksportowa stała się tym samym głównym źródłem uzyskanych przychodów. Od 2000 roku, czyli momentu kiedy rozpoczęto działalność eksportową, głównym zagranicznym rynkiem zbytu pozostawały Niemcy. W 2008 roku niespodziewanie straciły pozycję lidera na rzecz Zjednoczonych Emiratów Arabskich. To efekt realizacji kontraktu na 225 autobusów dla Dubaju. W tym czasie do niemieckich odbiorców trafiło 185 Solarisów Urbino. Daje to drugie miejsce w klasyfikacji odbiorców zagranicznych. Prawda jest jednak taka, że to niemieccy odbiorcy traktowani są przez Solarisa jako główni partnerzy biznesowi. Nie ma w tym nic dziwnego, bo właśnie w Niemczech firma Solaris kolejny rok z rzędu zajęła pozycję największego dostawcy autobusów miejskich z poza tego kraju.

Udziały w tamtym rynku wyniosły 9% Daje to trzecie miejsce w niemieckim rynku autobusów miejskich, po takich gigantach jak Mercedes-Benz (61% udział) i MAN (25% udział).

Autobusy ze znaczkiem zielonego jamnika zdobywają uznanie również w innych krajach. Jeszcze w lipcu ubiegłego roku Solaris podpisał umowę z grecką firmą E.THE.L, który zakłada dostarczenie do Aten aż 320 autobusów. Jest to jak do tej pory największe zamówienie eksportowe firmy.

Trochę gorzej niż zakładano funkcjonuje jak na razie sprzedaż autobusów z napędem hybrydowym. W zeszłym roku sprzedano pięć takich autobusów. Jeżdżą one po ulicach Bremy, Hanoweru, Monachium, Glonn-Schlacht i Poznania. Zresztą w ten sposób Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne w Poznaniu, stało się pierwszym użytkownikiem autobusu hybrydowego w Polsce. Jeszcze pod koniec minionego roku firma podpisała kolejne kontrakty na dostawę autobusów hybrydowych, między innymi do Strasburga we Francji. Sprzedaż tego typu pojazdów może już niedługo nabrać tempa. Wszystko za sprawą nie kogo innego, jak naszych sąsiadów zza Odry. Powstał tam bowiem projekt zakładający dofinansowanie autobusów hybrydowych z budżetu państwa.

A to może spowodować wzrost zamówień na hybrydy ze strony zainteresowanych wykorzystaniem takiej pomocy. Na podobny projekt ze strony polskiego rządu nie ma chyba jednak co liczyć. O takim dofinansowaniu nie wspomina się, a firmy zainteresowane pozyskaniem dotacji na zakup autobusów hybrydowych korzystają z takiej możliwości występując o środki pochodzące z ekologicznych funduszy unijnych.

Plany na ten rok są ambitne, a zwrot „kryzys ekonomiczny” nie robi na właścicielach spółki Solaris Bus & Coach większego wrażenia. – Kryzys trzeba traktować jako szansę. Szansę na rozwój, optymalizację procesów technologicznych i wprowadzanie do produkcji innowacyjnych technologii – zgodnie podkreślają Olszewscy. I jak widać nie zasypiają gruszek w popiele. Już teraz zapowiadają, że głównym celem na 2009 rok jest zwiększenie sprzedaży, które ma być osiągnięta zarówno poprzez utrzymanie dotychczasowych i pozyskanie nowych nabywców, ale także poprzez rozwój palety produktów, która ma umożliwić firmie wejście w nowe segmenty rynku. Trwają już prace nad projektem autobusu międzymiastowego oraz autobusu z napędem hybrydowym szeregowym. Rok 2009 ma także przynieść premierę zapowiadanego od trzech lat tramwaju marki Solaris. Zapowiadana jest ona na jesień podczas targów w Gdańsku.

– W nieco odleglejszym terminie planujemy także premierę autobusu z napędem całkowicie elektrycznym –  dodaje prezes Solange Olszewska. Pierwsze tramwaje o nazwie Solaris Tramino zobaczymy najpewniej jeszcze w grudniu na ulicach Szczecina. To właśnie w tym mieście firma stanęła do swojego pierwszego przetargu na ten środek lokomocji. Po otwarciu ofert okazało się, że Solaris za 6 tramwajów żąda 45 303 079 zł. Kwotą tą zdecydowanie zdystansował głównego rywala PESę Bydgoszcz, której oferta opiewała na ponad 12 mln zł więcej.

Wyniki finansowe i pozycja na polskim, ale również niemieckim rynku, dobitnie pokazują, że myślenie perspektywiczne i szukanie coraz to nowych rozwiązań to pewna droga do sukcesu. Trudno w tym kontekście nie przyznać, że nazwa Solaris, która po łacinie znaczy „słoneczny”, dobrana jest perfekcyjnie i dodatkowo dodaje
firmie blasku.

Wywiad z Solange Olszewską

Siedziała Pani kiedykolwiek za kierownicą autobusu?

Ależ oczywiście. To niesamowite uczucie, bo niby robi się dokładnie to samo, co podczas kierowania samochodem osobowym. Jednak świadomość gabarytów pojazdu sprawia, że człowiek ma olbrzymi respekt przed tym co robi.
Nie wiozłam oczywiście żadnych pasażerów, bo nie mam prawa jazdy na autobusy. Mój przejazd odbył się pod okiem instruktorów na zamkniętym lotnisku, gdzie nic złego nie mogło się przydarzyć. Przeszłam tam taki kurs, jaki normalnie przechodzą kierowcy autobusów.

Czy większy stres towarzyszy prowadzenia autobusu czy firmy?

Dla mnie autobusu, bo nie jestem do tego przyzwyczajona. Na dodatek podczas przejazdu zmieniano panujące na drodze warunki i musiałam na przykład wjechać na śliską nawierzchnię. A zapanowanie nad takim kolosem jest olbrzymim wyzwaniem.

Jaka jest presja, gdy odpowiada się za 1500 osób, bo tylu pracowników ma Solaris?

Ogromna. Przyzwyczailiśmy się jednak do tej odpowiedzialności. Zresztą tak, jak do różnych porażek, których po drodze mieliśmy przecież sporo. Stres się pojawia, gdy muszę odbyć trudne rozmowy z pracownikami, gdy nie wykonują dobrze swoich obowiązków.

Jaka jest Pani recepta na sukces?

Nie mam takiej recepty.

Nie? Jak więc udało się zdobyć i utrzymać pozycję lidera w sprzedaży autobusów? Wszystko wskazuje na to, że w tym roku jest szansa na potwierdzenie pozycji.

Sukces jest rzeczą niezwykle ulotną. Dzisiaj jest a jutro go nie ma. Było wiele firm, w których wydawało się, że wszystko jest poukładane, wręcz perfekcyjne i nie pozostaje już nic innego jak odcinanie kuponów od sukcesu. Tak jednak nie można myśleć. Doskonale widać to szczególnie dzisiaj. Niektórzy popełnili błąd grając na opcjach walutowych, bo słaby złoty ich po prostu rozłożył.

W ostatnim roku mocno zwiększył się udział eksportu w ogólnej sprzedaży. Zaskoczył mnie jednak fakt, że głównym rynkiem zbytu Solarisa przestały być Niemcy, a zostały nim Emiraty Arabskie. To była kwestia jednego, bardzo dużego zamówienia. Często jest tak, że pojawia się takie zamówienie, a potem przez wiele lat nic się nie dzieje. Rynek niemiecki pozostaje dla nas kluczowy.

Można wręcz powiedzieć, że jest on dla Solarisa bazą biznesową.

Jest taką bazą. Niemcy to są nasi sąsiedzi, a nade wszystko jest to bardzo stabilny rynek. Jednocześnie rynek niemiecki wymaga od nas dużego zaangażowania i wysiłku. Obecnie za bezpośrednie zarzadzanie Solaris Deutschland odpo-wiedzialna jest nasza córka Małgorzata.

Czym przekonaliście arabskich szejków do zakupu autobusów Solaris?

To nawet nie my, a nasi klienci. Jeden z zakładów komunikacyjnych w Niemczech powiedział szefom dubajskiego przedsiębiorstwa komunikacyjnego RTA, że są tylko trzy firmy w Europie, które mogą spełnić ich oczekiwania. Każda z nich ma swoje zalety i wady, ale wszystkie są na podobnym poziomie. Wymienił wtedy Mercedesa, MAN-a i Solarisa.

Dobrze się składa, że wymieniła Pani konkurentów. Mówię o nich, bo na stronie internetowej Państwa firmy znalazłem informację, że Solaris zamierza zostać światowym liderem rynku autobusowego…

Na pewno nie w przyszłym roku (śmiech).

Tego nie powiedziałem. Zastanawia mnie tylko, jak chcecie Państwo pokonać takich gigantów jak choćby wymieniony Mercedes i MAN.

Ze słabości innych staramy się zrobić naszą siłę.

Co w takim układzie jest słabością tych koncernów? Mniejsza znajomości naszego rynku?

Wolałabym mówić o naszych zaletach. Jedną z nich jest z pewnością opieka nad klientem. O sukcesie często decyduje indywidualne podejście do klienta. Ta nasza rodzinna atmosfera. Pamiętajmy, że autobus nie jest tani. Jeśli weźmiemy wszystkie długości autobusów i ich ceny, zsumujemy to wszystko i podzielimy, to wyjdzie nam, że średnio jeden autobus kosztuje około 200 tysięcy euro. Każdy klient bez względu na to, czy kupuje takich autobusów sto, czy tylko jeden, musi być tak samo dobrze obsłużony. Trzeba dołożyć wszelkich starań, żeby tak właśnie było. Ważna jest też świadomość, że rozmawiają zawsze z tymi samymi osobami. Jeśli Pan weźmie moją wizytówkę, to zobaczy ten sam numer telefonu, co kilka lat temu. To bardzo ważne. Klienci są w stanie bardzo dużo wybaczyć jeśli widzą, że firma się stara i z roku na rok są coraz lepiej obsłużeni.

Kiedy w takim razie Solaris zostanie tym liderem?

Nie wiem. My już chyba nie zdołamy tego uczynić. Może nasze dzieci.

Jaka jest obecnie pozycja Solarisa na światowym rynku?

Powinniśmy raczej mówić o europejskim rynku. Przed nami jest jeszcze bardzo długa droga, ale dlaczego nie próbować. Najważniejsze żeby nie być aroganckim i nie wpaść w przekonanie, że nam się już nic nie może zdarzyć. Jest taka amerykańska książeczka pt. „Kto mi ukradł ser”. Polecam, bo pokazuje, że w życiu trzeba być ciągle w gotowości. W Solarisie staramy się być przygotowanym na różne ewentualności. Stąd też wprowadzenie autobusu międzymiastowego i tramwaju.

Kiedy zatem zobaczymy pierwszy tramwaj ze znaczkiem Solarisa?

Latem będzie gotowy, a w październiku zaprezentujemy go na targach w Gdańsku.

Gdzie pierwszy raz ujrzymy go na ulicy?

Liczymy na to, że w Szczecinie. W tej chwili czekamy na sygnał stamtąd, ponieważ pojawił się protest dotyczący przetargu.

W 2010 roku na torach ma jeździć od sześciu do dziesięciu takich tramwajów. Wszystkie po ulicach Szczecina?

Tak. Na taką właśnie liczbę tramwajów jest wspomniany przetarg. Proszę więc trzymać za nas kciuki.

Na pewno będę trzymał. Czy są inne przetargi na tramwaje, w których uczestniczycie? A może ma już Pani informacje do ilu w ogóle przystąpicie w tym roku?

W Polsce i w krajach Europy Środkowo-Wschodniej tabor tramwajowy musi być wymieniony, ze względu na jego wiek. W tym właśnie upatrujemy naszą szansę. Zarzuca się nam co prawda, że nie mamy jeszcze żadnego doświadczenia w budowaniu tramwajów. Dzieje się tak mimo tego, że byliśmy już w konsorcjum z Bombardierem i wykonywaliśmy projekty dla Gdańska i Krakowa. Pamiętam, że gdy trzynaście lat temu zakładaliśmy fabrykę autobusów była tylko jedna osoba, która umiała budować autobusy. Był to mianowicie mój mąż. Żaden z naszych 36 pracowników nie miał pojęcia jak buduje się autobusy. Obecnie mamy kilkunastoosobową grupę ludzi, którzy zawsze robili tramwaje i kochają to nad życie. To daje gwarancję produktu na najwyższym światowym poziomie.

Jaką część z około 30 mln zł przeznaczonych na inwestycje w tym roku pochłonie stworzenie części tramwajowej. Jak będzie wygląda struktura wydatków inwestycyjnych w ogóle?

Część tej kwoty z pewnością zostanie przeznaczona na inwestycje w tramwaje, ale jaka dokładnie będzie to kwota nie umiem w tej chwili powiedzieć. Dodatkowo wyremontujemy i rozszerzymy naszą fabrykę w Środzie Wlkp., gdzie robione są szkielety do autobusów.
Za kilka miesięcy będziemy wiedzieli czy w tym roku poczynimy inwestycje w nasze punkty serwisowe, czy też wstrzymamy się do następnego roku. Zrobimy wszystko, żeby przygotować się do wybudowania nowego „serwisu”. Jeśli będzie taka możliwość to powstanie jeszcze w 2009 roku. Do tego dojdą oczywiście bieżące remonty.
Chcemy również zbudować magazyn części zamiennych w Niemczech.


Jaki to będzie koszt?

Dopiero się do tego przymierzamy. Mamy co prawda dwie lub trzy propozycje ale decyzje jeszcze nie zapadły. Szukamy optymalnego rozwiązania. Nie znaczy to, że najtańszego ale takiego, które będzie nam odpowiadało pod względem lokalizacji, a koszt jego budowy będzie atrakcyjny. Zrobimy to być może na południu Niemiec, aby jak najlepiej obsłużyć Austrię i Szwajcarię. Niewykluczone jednak, że magazyn powstanie w centralnych Niemczech.

Co Pani czuje słysząc słowo kryzys?

Wszyscy jesteśmy laikami mówiąc o kryzysie, bo skali obecnego kryzysu nikt się chyba nie spodziewał. Trzeba zrobić wszystko aby wyjść z tej sytuacji obronną ręką, ale nie kosztem pracowników. Nie dzięki zwolnieniom. Trzeba znaleźć takie produkty
i zabezpieczenia, żeby przetrwać. To jest główne zadanie każdej firmy. Obojętnie czy jest kryzys, czy go nie ma. Staramy się działać właśnie w taki sposób.

Kryzys jest dobrym momentem na przejęcia. Rozumiem, że w tej branży nie ma jednak zbyt wielu możliwości?

Może i by były. Nie wiem tego. Do tej pory nigdy nie myśleliśmy o przejęciach i nie robimy tego teraz. Osobiście jestem ich przeciwnikiem ponieważ w naszej branży przejęcia zazwyczaj się nie udają. Z naszych obserwacji wynika, że do niczego dobrego to nie doprowadziło.

Na jakim etapie jest Pani książka o nieprawidłowościach w polskim biznesie?

Odłożyłam ten pomysł.

Całkowicie?

Po pierwsze nie znalazłam nikogo, kto by ją ze mną napisał. Mówię o lekkim, łatwym i przyjemnym stylu pisania. Dzisiaj rano przyszło mi do głowy, że ludzie nie czytają tych książek co powinni.
W dzisiejszych czasach ogromną władzę ma telewizja…

…i internet

Internet, ale czasopisma branżowe również. Dlatego lepszym pomysłem od książki może być seria teksów, może felietonów w czasopismach.
W telewizji zamiast „Tańca z gwiazdami” wolałabym zobaczyć ludzi mających odpowiednie doświadczenie w prowadzeniu biznesu w Polsce.

Brała już Pani udział w podobnym programie?

I zasłynęłam jako osoba, która dba o energię, bo często wyłączałam światło. A tak poważnie to spędziłam wtedy dużo czasu na tłumaczeniu młodym ludziom, że podejmują się czegoś z czym sobie nie poradzą. W takich programach powinno być więcej czasu na taką roz-mowę, aby widzowie mogli się czegoś nauczyć  i wyciągnąć z niej odpowiednie wnioski. Osoby takie jak ja, czy pan Niemczycki jesteśmy w takim wieku, że chętnie przekażemy swoją wiedzę.

Czy Pani niechęć do wprowadzenia spółki na giełdę się nie zmieniła?

To nie jest niechęć. Osobiście bardzo lubię i cenię prezesa Sobolewskiego. Nie uważam jednak, żeby giełda była jedynym sposobem na zdobywanie pieniędzy. Nie każdy musi iść na giełdę. Są firmy, dla których jest to dobre i takie, dla których nie jest to konieczne. Mamy dobre warunki kredytowe w naszym banku i nie potrzebujemy finansowania działalności poprzez emisję akcji. Dla nas ważna jest również przyszłość. Nie chcemy doprowadzić do sytuacji, że wejdziemy po to tylko, aby zdobyć jakiś kapitał, ale staniemy się kandydatem do przejęcia.

Czyli pieniądze na rozwój na razie są?

Tak. Pieniądze na razie są.

Zapytałem o giełdę, bo wiem, że kiedyś było blisko takiej decyzji…

Było bardzo blisko. Spierałam się o to z mężem i w końcu odwiodłam od tego pomysłu. Dla mnie to są wirtualne pieniądze.