Globalne zawirowania w handlu coraz mocniej odbijają się na kondycji rynku pracy w branży motoryzacyjnej. Z raportu ManpowerGroup „Automotive World of Work 2025 Outlook” wynika, że aż 91% producentów przyznaje, iż zmieniające się przepisy i rosnące koszty wymuszają na nich korekty strategii rekrutacyjnych. Innymi słowy – czasy, gdy zatrudnienie w motoryzacji było synonimem stabilności, powoli odchodzą do lamusa.

Niepewność polityki handlowej, zaburzone łańcuchy dostaw i coraz droższa produkcja sprawiają, że firmy nie tylko ograniczają nabór, ale i zaczynają kalkulować, ilu ludzi naprawdę potrzebują i ilu z nich można zastąpić maszynami.

Tymczasem 65% firm planuje zwiększyć inwestycje w automatyzację, choć równocześnie 74% producentów narzeka na trudności ze znalezieniem wykwalifikowanych specjalistów. Paradoks? Raczej znak czasów, technologiczna transformacja nie znosi próżni, a rynek pracy w motoryzacji staje się coraz bardziej wymagający. W efekcie część pracowników już dziś rozważa zmianę branży, 33% obawia się utraty zatrudnienia, a 39% planuje odejście z własnej inicjatywy.

Jak zauważa Agnieszka Adamiec, ekspertka rynku pracy w ManpowerGroup, przed sektorem rysuje się scenariusz stopniowego kurczenia kadr. W branży utrzymają się głównie specjaliści potrafiący łączyć wiedzę inżynierską z obsługą systemów AI i zrobotyzowanych linii, podczas gdy pracownicy produkcyjni coraz częściej będą szukać miejsca gdzie indziej.

„Prognozy wskazują też na zmianę kierunku rozwoju sektora motoryzacyjnego, rośnie popyt na pojazdy elektryczne i hybrydowe oraz zainteresowanie alternatywnymi źródłami energii. Na popyt konsumpcyjny wpływają także zielone dyrektywy europejskie, koszt paliw kopalnych, ograniczenia w poruszaniu się pojazdami niespełniającymi norm. Jednocześnie branża mierzy się z trudnościami w pozyskaniu komponentów do produkcji pojazdów, co ogranicza zapotrzebowanie na moce przerobowe i znacząco obniża efektywność branży motoryzacyjnej. Spowolnienie w produkcji jest istotne właśnie ze względu na brak dostępności kluczowych części. Niektórzy najwięksi gracze w branży szukają alternatyw w postaci pozyskiwania części na innych rynkach, co jednak na skutek zwiększonego zapotrzebowania, także wpływa na czas produkcji produktu końcowego. Istnieje także ryzyko związane z jakością procesu, a co za tym idzie, jakością produktu. Zmniejszenie zamówień lub wydłużenie czasu ich realizacji ogranicza zapotrzebowanie na obsługę procesu produkcyjnego, a w konsekwencji ogranicza zatrudnienie. Im większe wyzwania z pozyskaniem części, tym większe ryzyko wpływu na poziom zatrudnienia i plany otwierania nowych rekrutacji. Częściej w sytuacji zahamowania produkcji można spotkać oferty pracy związane właśnie z analizą ryzyka, planowaniem strategicznym, zakupami produkcyjnymi czy zarządzaniem zmianą. Rzadziej publikowane są oferty związane stricte z produkcją. Sytuacja może być sinusoidalna ze względu na czasowe zmiany i falowy napływ części niezbędnych do produkcji. Wówczas sezonowo ofert pracy w sektorze na stanowiska mniej wykwalifikowane może być więcej, choć obserwuje się, że często są to oferty i role ograniczone czasowo”, dodaje Agnieszka Adamiec.

Silnik branży to wciąż człowiek – choć coraz trudniej go znaleźć

Choć linie produkcyjne automatyzują się w zawrotnym tempie, to zapotrzebowanie na kompetencje ludzkie nie maleje, wręcz przeciwnie, rośnie, tylko w nowym wymiarze. Firmy motoryzacyjne coraz wyraźniej dostrzegają, że sama znajomość rysunku technicznego czy umiejętność obsługi zrobotyzowanej celi produkcyjnej nie wystarczą. Dziś liczy się, by inżynier potrafił nie tylko zaprojektować rozwiązanie, ale i je obronić – zarówno przed klientem, jak i przed własnym zespołem.

Trzy obszary – logistyka, inżynieria i produkcja – tworzą wąskie gardła rynku. 30% pracodawców narzeka, że nie może znaleźć specjalistów od logistyki i operacji, kolejne 24% – od inżynierii, a 21% – od produkcji. Warto przy tym zauważyć, że to nie maszyny zawodzą, lecz ludzie – a właściwie brak ludzi, którzy potrafią połączyć wiedzę techniczną z umiejętnością planowania i przewidywania skutków decyzji. Przemysł potrzebuje dziś fachowców, którzy nie tylko obsłużą roboty, ale zrozumieją logikę ich działania w kontekście całego łańcucha produkcyjnego.

Jednocześnie, mimo całej fascynacji sztuczną inteligencją, to właśnie „miękkie” kompetencje – te, których AI nie przejmie – stają się walutą przyszłości. Etyczne podejmowanie decyzji, obsługa klienta czy zarządzanie zespołem – każdy z tych elementów został wskazany przez 29% pracodawców jako nie do zastąpienia przez algorytm. Paradoks polega więc na tym, że im więcej maszyn w halach, tym większe znaczenie ma czynnik ludzki.

Eksperci zwracają uwagę, że nowoczesna produkcja nie kończy się dziś na samej linii montażowej. W świecie, gdzie konsumenci potrafią sprawdzić ślad węglowy każdej śruby, produkt musi „działać na emocje”. Odpowiedzialność społeczna i globalna przestały być modnym dodatkiem – stały się integralną częścią łańcucha wartości. Jak zauważa Agnieszka Adamiec, współczesny konsument gotów jest zapłacić więcej, o ile produkt spełnia najwyższe standardy ekologiczne i etyczne.

Tym samym w branży motoryzacyjnej coraz cenniejsza staje się umiejętność tłumaczenia języka technologii na język wartości. W praktyce oznacza to, że inżynierowie muszą myśleć jak stratedzy, a menedżerowie – rozumieć procesy technologiczne. W dobie rosnącej konkurencji i niskiego bezrobocia lojalność pracownika nie jest już dana raz na zawsze. Utrzymanie motywacji i zaangażowania w zespole wymaga czegoś więcej niż premii – wymaga zaufania. A to, jak wiadomo, nie da się zaprogramować nawet w najbardziej zaawansowanym systemie ERP.

Motoryzacja przyspiesza z robotami, ale hamuje przez kadry

Rynek pracy w motoryzacji zaczyna przypominać trochę tor testowy samochodów, na którym nie ma miejsca na przypadkowość ani brak refleksu. Z danych wynika, że aż 65% producentów samochodów planuje zwiększyć inwestycje w automatyzację procesów w ciągu najbliższego roku. Trudno się dziwić, w końcu presja na efektywność i precyzję nigdy nie była większa. Jednak każda śruba dokręcona w stronę automatyzacji oznacza równocześnie, że potrzebne będą nowe umiejętności, a dokładniej, jak wskazuje 74% firm, kompetencje z obszaru produkcji, wytwarzania, IT i danych. Krótko mówiąc, kto nie zna języka maszyn i algorytmów, ten może niebawem stracić głos w dyskusji o przyszłości fabryk.

Największym wyzwaniem – co potwierdzają dane – jest dziś zarządzanie zmianą (37%), rosnące koszty pracy specjalistów (36%) oraz utrzymanie najważniejszych pracowników (33%). I choć coraz więcej firm wierzy w potencjał narzędzi sztucznej inteligencji do planowania zasobów, Agnieszka Adamiec słusznie zauważa, że „pozorna skuteczność” tych rozwiązań często kończy się na liczbach, nie uwzględniając tego, co trudno zmierzyć – ludzkich emocji, nastrojów czy relacji. Sektor może więc mieć przed sobą nie tylko wyzwanie technologiczne, ale i psychologiczne.

Jak podkreśla ekspertka, szansą na opanowanie tej zmienności mogą być programy kompetencyjne, które pozwolą pracownikom elastycznie poruszać się między obszarami działalności. Trudno się z tym nie zgodzić. W świecie, gdzie stabilność jest pojęciem historycznym, rozwój umiejętności staje się walutą przetrwania. Ograniczenia w dostępie do półproduktów, globalne napięcia polityczne czy transformacja energetyczna nie tylko testują wytrzymałość sektora, ale też wymuszają uczenie się na bieżąco.

Nie chodzi już o to, by być najlepszym w jednej rzeczy, lecz by nie bać się uczyć kolejnych. Programy kompetencyjne, obejmujące zarówno twarde umiejętności techniczne, jak i miękkie zdolności przywódcze, mogą okazać się najlepszym amortyzatorem w nadchodzących miesiącach.