Krajowy rynek stali ciągle rośnie w siłę. GUS udostępnia nowe dane dotyczące produkcji przemysłowej w Polsce
Polski przemysł w 2018 r. można podsumować kilkoma prostymi stwierdzeniami, takimi jak: progres, wzrost, dynamiczny rozwój. Zaledwie rok temu polska gospodarka zużyła rekordową ilość stali. Nic więc dziwnego, że wszyscy inwestorzy z jeszcze większym optymizmem spoglądali w nowy, 2019 rok. Pora przyjrzeć się, jak po trzech kwartałach wyglądają nastroje wśród polskich przemysłowców.
Jeszcze ponad dwa miesiące do końca roku, ale niektóre kwestie są już jasne. Szczerze mówiąc, dla wielu były jasne dwa kwartały temu. Narodowy rynek stali ciągle rośnie w siłę, ale już nie tak efektownie, jak jeszcze rok temu. Co prawda, zapotrzebowanie na stal, z miesiąca na miesiąc, jest coraz większe. Kilka czynników sprawia jednak, że dynamika wzrostu nie jest aż tak wyraźna, jak to miało miejsce jeszcze rok temu.
Specjaliści z World Steel Association podają, że w 2019 r., w Polsce popyt na stal wzrósł o 2-3%. Co prawda, rok temu wzrost popytu oscylował w granicach 10%, ale umówmy się – to był fenomen, który nie mógł się utrzymywać w nieskończoność. Można zatem stwierdzić, że póki zapotrzebowanie rośnie – jest dobrze. Nawet w przypadku osiągnięcia stabilnego pułapu nie trzeba będzie panikować. Jaki z tego wniosek? Polska gospodarka wiele zyskuje na stali, dlatego też warto tę gałąź przemysłu wspierać.
Zapotrzebowanie rośnie. A co z produkcją?
Jak już wiadomo, 2018 r. był bardzo dobry dla przemysłu. Warto jednak wspomnieć tutaj, że zwiększony popyt z zeszłego roku został w części (i to znacznej) zaspokojony przez import z innych krajów. Nie ma co owijać w bawełnę – ceny prądu są tutaj niemalże dwa razy większe niż w Niemczech. Czasami jest to wystarczająco poważnie utrudnienie, by nie prowadzić nadprogramowej produkcji. Do tego dochodzą przeróżne unijne regulacje, obojętność polskiego rządu i dochodzi do sytuacji, że zagraniczne wyroby nie są już tak złym pomysłem.
Z danych udostępnionych w sierpniu przez GUS wynika, że w obecnym roku odnotowano spadek w produkcji metali o 6,3% względem roku poprzedniego. Nie jest to jednak powód do niepokoju. Wielu ekspertów przewidywało, że 2019 r. będzie oznaczał mniejszy ruch na rynku hutniczym. Podkreślano jednak, że w dalszym ciągu będzie to dobry czas dla branży. I tak w istocie jest.
Stal ciągle cieszy się u nas ogromną popularnością. – Stal jest szczególnie istotna w produkcji budowlano-montażowej. W Europie wykorzystuje się do tego ok. 1/3 zasobów stali, a w Polsce jeszcze więcej, bo blisko połowę – tłumaczy Mateusz Rybak, specjalista z SANDC – Zapotrzebowanie na rury i konstrukcje stalowe stale rośnie. Ten trend utrzymuje się już od lat – dodaje ekspert.
Nie jest to jedynie opinia. Zgodnie z danymi GUS i World Steel Association, w 2016 r, zapotrzebowanie na stal wynosiło blisko 13,1 mln ton, a już rok później było to 13,6 mln. Dla porównania, w latach 2010-2011, kiedy realizowano wszystkie inwestycje związane z EURO 2012, zużyto odpowiednio 10 i 11 mln ton. Jeszcze wcześniej, w 2009 wartość ta wynosiła 8,2 mln ton. Wniosek? Stal napędza przemysł. Jest potrzebna, a zapotrzebowanie będzie jeszcze większe.
Co to oznacza dla Polski?
Bez wątpienia, rosnące w takim tempie zapotrzebowanie na stal oznacza, że gospodarka idzie do przodu i można się z tego cieszyć. Warto jednak jeszcze raz spojrzeć na wyniki prezentowane przez GUS, ale pod innym kątem. Przykładowo, kiedy w 2017 r. zużyto 13,6 mln stali, polska produkcja wynosiła 10,5 mln ton. Rok później, kiedy pobito kolejny rekord w zapotrzebowaniu, wyprodukowano tej stali zaledwie 10,3 mln ton. Skąd trafiło do nas ponad 3 mln ton stali? Oczywiście z importu. Co prawda, nie ma w tym nic dziwnego – w końcu współpraca i handel z innymi państwami to norma. – Import stali dotyczy w największym stopniu tzw. wyrobów długich, czyli szyn, walcówki, prętów czy kształtowników. Rur to zjawisko dotyczy w dużo mniejszym stopniu – tłumaczy ekspert SANDC, Mateusz Rybak.
Zaczynają jednak powstawać pytania o przyszłość polskiego przemysłu. Skoro w 2018 r. zużyto niemalże 14,8 mln ton stali, przy wspomnianej produkcji, to import jest dla państwa niezwykle istotny. Sceptycy boją się, że w ten sposób bardzo łatwo o uzależnienie od zagranicznych dostawców, co może nieść ze sobą katastrofalne dla przemysłu skutki. Eksperci twierdzą jednak, że ten niepokój nie ma żadnego pokrycia w rzeczywistości i podają jako argument prosty przykład.
W ubiegłym roku 2,9 mln ton wyrobów hutniczych dostarczyli nam Niemcy, a z Rosji importowano 1,42 mln ton. Z drugiej strony, w tym samym roku, polscy producenci sprzedali za granicą aż 5,9 mln ton wyrobów stalowych. Naszymi największymi klientami były Niemcy i Czechy. Można więc śmiało wywnioskować, że niszczycielskie uzależnienie od importu raczej nam nie grozi – tym bardziej, że 2019 r. to lekkie spowolnienie na rynku hutniczym. Dlaczego? Tutaj w grę wchodzi już gospodarka światowa.
Przede wszystkim Chiny
Dane publikowane przez World Steel Association są bezlitosne: Chiny produkują stal, która odpowiada połowie globalnego zapotrzebowania. W 2018 r. było to 928,3 mln ton, a samo USA wykupiło towar o wartości 895,5 mln USD. W czym więc problem? W tym, że rok 2019 to ciągłe spory i wojny handlowe pomiędzy tymi dwoma mocarstwami. Cła, które rząd USA notorycznie nakłada na Chiny sprawiają, że Azjaci muszą szukać innych rozwiązań.
Co to oznacza dla Europy i Polski?
Niepewność, która wynika z wahań na rynku światowym sprawia, że inwestorzy planują każdy krok, co oczywiście przekłada się na spowolnienie w przemyśle. UE, chcąc ochronić swoich producentów przed zalewem tanich produktów z Chin, wprowadziła mechanizmy, które nakładają na produkty dodatkowe cła po przekroczeniu określonego poziomu importu. Jak łatwo spostrzec, to rozwiązanie nie wydaje się być idealne. Mimo to po prostu dobrze, że jest.
Spadki widać, dla wielu to początek problemów
Dane GUS za sierpień nie pozostawiają złudzeń – produkcja przemysłowa spadła, w porównaniu z poprzednim miesiącem aż o 6 punktów procentowych. Branża budowlano-montażowa słusznie powinna się obawiać? Zdaniem eksperta SANDC nie. – Ostatnie miesiące, dni owocowały w najróżniejsze wydarzenia, a ta gałąź przemysłu jest niezwykle wrażliwa na na wszystkie wahania. Ponadto w grę wchodzi też zwykła sezonowość. Nie ma się czego obawiać. Stal w Polsce jest potrzebna i z każdą nową inwestycją jeszcze bardziej zyskuje na wartości – tłumaczy Mateusz Rybak.
Nowe wyzwania
Hutnicza Izba Przemysłowo Handlowa daje jasno do zrozumienia, że budownictwo wiedzie prym w konsumpcji stali. W Polsce to ponad 40% udział w zużyciu, a dzieje się tak głównie dzięki różnym inwestycjom: publicznym i prywatnym. Chwilowy zastój w motoryzacji, który wywołał w ostatnich miesiącach tyle zamieszania, wydaje się być na dłuższą metę nieistotny, zwłaszcza dla przemysłu hutniczego. – Sceptycy opierali się głównie na zestawianiu 2019 roku z dwoma poprzednimi latami, a to, z różnych względów, jest niesprawiedliwe i zbędne. Polska dalej będzie prężnie inwestować i się rozwijać, a producenci wyrobów ze stali jak zawsze staną na wysokości zadania – zapewnia ekspert SANDC.