Limar – osprzęt jachtowy i ślusarka

|

Na pytanie co sprawiło, że polscy przedsiębiorcy poradzili sobie z kryzysem, często pada odpowiedź: ponieważ są elastyczni. Potrafią dostosować się do sytuacji gospodarczej i sprawnie odpowiadają na potrzeby rynku. Marcin Liszka, właściciel PHU Limar, jest przykładem takiego właśnie przedsiębiorcy. Mimo że Limar jest małą firmą, nawet podczas spowolnienia gospodarczego odnotował wzrost obrotów.

Rodzinny interes

Jak to się wszystko zaczęło? Jak opowiada Marcin Liszka, od dawna miał pomysł, by powstała firma, która robiłaby wszystko, co jest związane z przemysłem jachtowym.

– Żyjemy na Pomorzu. Tu wiele osób pracuje w tej branży i, siłą rzeczy, jest związanych z morzem. Mój tata też pracował w stoczni i jest żeglarzem. Ja też żegluję, więc temat nie jest nam obcy – wspomina Marcin Liszka.

Dlatego wraz z ojcem – Stanisławem Liszką – postanowili wykorzystać swoje doświadczenie i zbudować własną firmę.

Niestety, gdy powstawało przedsiębiorstwo – w 2003 r. – branża producentów jachtów na Pomorzu nie miała się najlepiej. Po upadku stoczni zachwiał się rynek i jeżeli przedsiębiorstwo chciało przetrwać, musiało poszukać alternatywy. Okazało się nią budownictwo.

– Początki działalności firmy są zawsze trudne i wykonuje się te zamówienia, które w danym czasie można pozyskać, oczywiście biorąc pod uwagę możliwości technologiczne firmy. Tak było też w naszym przypadku. Zdobyte zamówienia dały początek i pierwsze przetarcie szlaków dla działalności firmy – tłumaczy swoją decyzję o poszerzeniu profilu działalności właściciel Limaru. I zaraz podkreśla: – Ale wszystko co robiliśmy, robiliśmy z myślą o tym, by z czasem wrócić do podstawowej działalności firmy, gdy tylko sytuacja się ustabilizuje.

Firma z Pomorza zaczęła wytwarzać elementy dla budownictwa, m.in. barierki i balustrady, detale ze stali nierdzewnej i aluminium. Na samym początku bazowała na zleceniach od polskich inwestorów. Do czasu. Tak się złożyło, że w Wielkiej Brytanii pracował krewny właściciela Limaru. Poddał pomysł, że warto by spróbować zawojować rynek na Wyspach. I tak, niemal od startu, Limar postawił na eksport. – Potem duża część naszej produkcji trafiała na rynki zagraniczne. Do Anglii i Irlandii wysyłaliśmy głównie materiały dekoracyjne i wykończeniowe – mówi Marcin Liszka.

Powrót do podstaw

Gdy nadarzyła się okazja, właściciel firmy postanowił powrócić do pierwotnych założeń. Od 1999 r. właścicielem terenu byłej stoczni jachtowej im. Józefa Konrada Korzeniowskiego, została Marine Projects – istniejąca od 1989 r. jedna z pierwszych prywatnych stoczni w Polsce. W 2003 r. Marine Projects podpisała kontrakt na budowę luksusowego jachtu motorowego i niemal od razu powołała spółkę akcyjną Conrad SA, która specjalizuje się w budowie jachtów luksusowych. Powstanie spółki o takim profilu działalności otworzyło przed Limarem szansę na nawiązanie współpracy. I tę możliwość firma wykorzystała.

– Tak się złożyło, że nasza działalność gospodarcza była wykonywana na terenie dawnej stoczni im. Konrada Korzeniowskiego. Właściciele tego terenu, kupując go, przeprowadzili modernizację obiektów, przystosowując je do budowy jednostek pływających i dużych nadbudówek. Powstanie stoczni, która zajęła się budową jachtów pełnomorskich o luksusowym wyposażeniu, po części przyspieszyło decyzję o zmianie profilu działalności. A potem nawiązaliśmy współpracę ze stocznią Conrad SA i tak do dzisiaj współpracujemy… – opowiada Marcin Liszka.

Ta kooperacja zaowocowała wieloma wspólnymi projektami, m.in. wykonaniem osprzętu jachtu Conrad 66. To 20-metrowy jacht żaglowy zaprojektowany dla Conrad SA przez znanego polskiego projektanta Juliusza Strawińskiego. Jak można przeczytać w opisie jednostki: „Mocny stalowy kadłub, dwa silniki po 160 KM każdy, podwójne usterzenie, dwie składane śruby, obszerna profesjonalna siłownia z izolacją klasy A-60, duże zbiorniki paliwa i wody słodkiej, a także duża pojemność lodówek, zamrażarek i schowków na prowiant pozwalają na bezpieczne dalekie podróże oceaniczne w każdych warunkach”. Łatwo się domyślić, że przeciętny, a nawet trochę ponadprzeciętny Kowalski nie może sobie pozwolić na ten jacht. W końcu to jednostka luksusowa.

Pracując z Conrad SA, siłą rzeczy Limar wyspecjalizował się w produkcji osprzętu i ślusarki okrętowej na jachty z najwyższej półki, warte kilka milionów euro.

Do dziś Limar czerpie z doświadczenia Stanisława Liszki. – Cały interes to zasługa ojca. Tata jest odpowiedzialny za wykonanie i jakość naszych produktów – podkreśla właściciel pomorskiego przedsiębiorstwa.

Obecnie profil działalności Limaru w 60% opiera się na osprzęcie jachtowym. Pozostała część to produkcja elementów dla budownictwa – barierek i balustrad – oraz ślusarka okrętowa. Firma świadczy też usługi w zakresie obróbki skrawaniem, spawania aluminium i stali nierdzewnej.

Jak podkreśla właściciel, nie każdy miesiąc wygląda tak samo. Zdarzają się okresy, podczas których 90% produkcji to osprzęt jachtowy, i takie, gdy gros zleceń dotyczyło balustrad i barierek. – Jeżeli mamy kontrakt na wykonanie 600 m bieżących balustrad, to cała linia produkcyjna przestawia się na to – mówi Marcin Liszka. Wszystko zależy od bieżącej sytuacji rynkowej.

W kraju i za granicą

Dziś Limar świadczy usługi zarówno dla kontrahentów krajowych, jak i zagranicznych. Osprzęt jachtowy gdańskiej firmy można znaleźć na jednostkach armatorów m.in. z Niemiec, Rosji i Ameryki. Choć firma nie wysyła swoich wyrobów, to z armatorami spoza Polski pracuje w czasie budowy jednostek w naszym kraju. W Polsce Limar współpracuje ze stocznią Conrad, Choreń Design, Stocznią JABO, YBM, jak również z prywatnymi właścicielami jachtów.

Jednym z jachtów, nad którym pracowało m.in. przedsiębiorstwo Marcina Liszki, jest 24-metrowa jednostka żaglowa należąca do polskiego inwestora ze Śląska – „Intuition”. Teraz Limar na zlecenie rosyjskiego armatora wykonuje osprzęt jachtowy do dużej łodzi motorowej. „Na wokandzie” jest też Conrad 115, 35-metrowy jacht stoczni Conrad SA.

Mimo stałych zleceń Limar to wciąż mała firma. W gdańskim przedsiębiorstwie zatrudnionych jest około dziesięciu osób. Ale Limar ma też wypróbowane grono stałych współpracowników. Jeżeli zwiększa się zapotrzebowanie, w każdej chwili może podać hasło „wszystkie ręce na pokład”. Choć, jak przyznaje właściciel Limaru, o nowych współpracowników nie jest łatwo. Brakuje specjalistów. – Staramy się, by pracowali u nas ludzie, którzy mają coś wspólnego z żeglarstwem. Im łatwiej jest wyobrazić sobie jak powinien wyglądać osprzęt na jachcie. A my zawsze staramy się, aby to co robimy było nie tylko trwałe, ładnie wyglądało, ale też było funkcjonalne. W końcu na jachcie pracują ludzie i często żeglują w trudnych warunkach. Liczy się to, aby mogli bezpiecznie i komfortowo spędzać czas – opowiada o swoich wymaganiach Marcin Liszka.

Rosnąca potęga?

Napisanie, że po dawnych problemach przemysłu jachtowego nie ma już śladu, pewnie byłoby błędem, ale nie da się ukryć, że rodzimi przedsiębiorcy związani z tą branżą rozwinęli skrzydła. Rocznie w Polsce powstaje ponad 20 tys. łodzi żaglowych i motorowych, co czyni nasz kraj jednym z czołowych producentów tego typu jachtów. Choć te dane dotyczą łodzi do 9,5 m, to pokazują potencjał rynku. Gdy połączy się je z wynikami opublikowanego w połowie ubiegłego roku raportu KPMG „Rynek dóbr luksusowych w Polsce”, wydać duży potencjał polskiego rynku jachtowego. Okazuje się, że w ciągu ostatnich 10 lat liczba zamożnych i bogatych Polaków, czyli zarabiających powyżej 7,1 tysiąca złotych miesięcznie brutto, wzrosła ponad dwukrotnie, nawet do 590 tys. osób pod koniec 2010 r. W tej grupie znajduje się ok. 50 tys. najbogatszych Polaków, czyli osób, które dysponują płynnymi aktywami powyżej miliona dolarów. A zamożni mieszkańcy Polski według szacunków w ubiegłym roku na dobra luksusowe mogli wydać nawet trochę ponad 16 mld dolarów. Część z tych pieniędzy trafiła do producentów jachtów i firm związanych z wytwarzaniem łodzi. Zwłaszcza że – jak pokazują dane Polskiego Związku Żeglarskiego (opracowane przez KPMG), który prowadzi indeks nazw jachtów o długości kadłuba do 24 metrów, wykorzystywanych wyłącznie do celów sportowych lub rekreacyjnych – w 2009 r. w Polsce zarejestrowano ponad 1500 jachtów morskich. Czterokrotnie więcej niż pięć lat wcześniej. A warto przypomnieć, że w 2009 r. borykaliśmy się ze spowolnieniem gospodarczym. To w Polsce. Za granicą polscy producenci jachtów cenieni są m.in. za dobrą jakość. Taka opinia jest wyjątkowo cenna, zważywszy na fakt, że zdecydowana większość polskich jachtów trafia na eksport, m.in. do Niemiec, Francji i Szwecji, a także do Portugalii. Od stycznia do listopada 2010 r. wartość eksportu do tego ostatniego kraju wyniosła 270 tys. euro, czyli o 133 tys. euro więcej niż w 2009 r. Jak powiedział PAP Bogdan Zagrobelny, radca Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Lizbonie, polskie łodzie cieszą się dużym powodzeniem. – Niewątpliwy wpływ na to ma fakt, że w tegorocznej edycji targów NAUTICAMPO Lisboa Boat Show organizatorzy przyznali nam specjalny status tzw. kraju zaproszonego – powiedział PAP Zagrobelny. Na rosnącej popularności jachtów rodzimej produkcji zyskuje cała branża jachtowa.

Każdy jacht jest inny

Produkowanie osprzętu na luksusowe jednostki wymaga indywidualnego podejścia. Jak podkreśla właściciel Limaru, każdy jacht jest inny. Zanim przystąpi się do pracy trzeba go dobrze poznać. W przypadku każdej jednostki należy uwzględnić jej budowę, funkcjonalność i wykazać się kreatywnością. Nawet dokumentacja jachtów nie jest sztywna i w trakcie budowy może ulec zmianie. Dlatego też nie da się przygotować elementów wcześniej.

Jachty luksusowe łączy jedno – są w pełni wyposażone, a dostępna przestrzeń jest wykorzystana w stu procentach. Luksusowe jednostki mają nie tylko nawigację i systemy odzyskiwania wody, ale też lodówki, telewizory itp. Oczywiście wspólnym elementem jest też jakość wykonania. Gdy armator płaci krocie, chce, aby każdy szczegół był dopracowany.

– Budowa jachtów i wyposażenia opiera się teraz na najlepszych materiałach i technologiach. Również nasza firma wykonując zlecenia używa materiałów wysokiej jakości. W naszym przypadku to przede wszystkim stal nierdzewna, aluminium, materiały ścierne, polerskie, spawanie metodą TIG. Stosujemy nowoczesne rozwiązania urządzeń pokładowych i wewnątrz jachtów z dużą dbałością o jakość i funkcjonalność – zaznacza Marcin Liszka.

W tej branży bez wprowadzania innowacyjnych pomysłów trudno byłoby wyrobić sobie renomę.

– Za każdym razem osprzęt wykonujemy „zupełnie na nowo”. Często wymaga to od nas szukania nowych rozwiązań. Jednym z takich innowacyjnych produktów, jaki wykonaliśmy, są kątowe drzwi suwane, czyli wejściówka do jachtu. Przesuwne, montowane od środka, muszą przejść próbę strugoszczelną. Udało nam się wykonać je tak, że nie blokują niczego na zewnątrz, a od środka są schowane. Nie widziałem takiego rozwiązania nigdzie indziej – opowiada Marcin Liszka.

Jak dodaje, na początku produkcji jachtu często do rozwiązania jakiegoś problemu technicznego dochodzi się metodą prób i błędów. Fakt, że kilka miesięcy wcześniej znalazło się idealne wyjście, nie oznacza, że przy kolejnym zleceniu sprawdzi się ono równie dobrze.

Dbałość o renomę

Jak w każdej innej branży, i tu konkurencja jest duża, a ewentualne partactwo – bardzo kosztowne. – U nas w Gdańsku wszędzie budują jachty. Właściwie wszyscy się znamy i często informacje o zleceniach przekazywane są pocztą pantoflową – śmieje się Marcin Liszka.

Choć firma cały czas stara się pozyskać nowych klientów, to dużą część zleceń dostaje z polecenia albo od zadowolonych ze wcześniejszej współpracy armatorów. Co nie oznacza, że właściciel nie obserwuje rynku. – Gdy dowiedziałem się, że rozpoczął się remont pięknego jachtu „Generał Zaruski”, odbudowywanego przez miasto, natychmiast dałem znać, że jesteśmy zainteresowani uczestniczeniem w tym przedsięwzięciu – mówi Marcin Liszka.

Mimo dobrej opinii na rynku, nie ma co ukrywać, że także Limar odczuł skutki spowolnienia gospodarczego, ale – jak przyznaje Marcin Liszka – teraz już jest lepiej. Chwilowe pogorszenie sytuacji udało się przetrwać dzięki elastyczności.

Gdy na rynku jachtowym brakuje zleceń, Limar przestawia się na zlecenia z branży budowlanej, i na odwrót. Dzięki dywersyfikacji przychodów Limarowi od początku swojej działalności udało się utrzymać stały rokroczny wzrost obrotów. Nawet podczas kryzysu. Zeszłoroczny obrót kształtował się na poziomie miliona złotych, a w tym roku właściciel zamierza przekroczyć ten poziom.

Czas na inwestycje

Jaki ma plany Limar na ten rok? – Planujemy poszerzyć naszą produkcję, usprawnić ją poprzez zakup maszyn i zająć się projektowaniem wyposażenia – wymienia właściciel gdańskiego przedsiębiorstwa.

Już teraz Limar ma maszyny do obróbki skrawaniem, sprzęt spawalniczy, giętarki do rur, zgrzewarkę, przecinarkę taśmową, ale w najbliższej przyszłości chce kupić dwie–trzy maszyny, które pozwolą zrealizować jeden z celów strategicznych – poszerzenie produkcji. – Jedną z nich jest giętarka trzpieniowa. Dzięki niej będziemy mogli giąć elementy pod każdym kątem. Bo na jachcie walczy się z każdym zbędnym kilogramem, a dzięki zastosowaniu tej technologii będziemy mogli obniżyć wagę osprzętu. Kolejne urządzenie to prasa krawędziowa – wymienia Marcin Liszka. Jednak, jak szczerze przyznaje, wszelkie inwestycje związane są z koniunkturą na rynku. Nic na siłę. W końcu najważniejsze, by nie zabrakło jednostek do pracy.

Zdjęcia zostały udostępnione firmie Limar dla celów prezentacji firmy przez stocznię Conrad SA