|

Pomimo wciąż istniejących barier, energia wiatrowa się rozwija. Spółka AC Prim udowadnia, że warto w nią inwestować.

Energia z odnawialnych źródeł wzbudza w Polsce coraz więcej emocji. Pojawiają się pytania: opłaca się czy nie? Czy uda się wypełnić zobowiązania wynikające z pakietu energetyczno-klimatycznego UE? (Przypomnijmy, że do 2020 r. 15% energii musi pochodzi z odnawialnych źródeł). I wreszcie, czy farmy wiatrowe (bo o nich będzie mowa) są przyjazne człowiekowi?
Działająca w całej Polsce warszawska spółka AC Prim, która pod marką Wind Power oferuje produkty i usługi w dziedzinie wykorzystania siły wiatru do produkcji energii elektrycznej, przekonuje, że energetyka wiatrowa się opłaca. Pod jednym warunkiem: do inwestycji trzeba się dobrze przygotować.
– Jeżeli nie zrobi się badań wiatru to turbina wiatrowa jest tylko pięknym pomnikiem – zaznacza Tadeusz Turski, wiceprezes AC Prim, specjalista w zakresie planowania i finansowania inwestycji OZE. Dlatego Wind Power oferuje pełen zakres usług inwestycyjnych związanych z budową zarówno pojedynczej turbiny wiatrowej, jak i farm wiatrowych. Pomaga w wyborze właściwego terenu pod inwestycje, uzyskaniu wszelkich niezbędnych pozwoleń, wykonaniu analiz, projektów. Zapewnia wsparcie w pozyskaniu finansowania, dostawę i uruchomienie elektrowni wiatrowych o mocy od 0,9 do 2,5 MW wraz z pełną obsługą serwisową w okresie gwarancyjnym i pogwarancyjnym. Swoje projekty opiera o sprawdzone turbiny takie jak PowerWind, Nordex, Fuhrlander. Ostatnio spółka podpisała też umowę partnerską z producentem turbin wiatrowych, spółką Leitwind GmbH. Dotyczy ona sprzedaży i serwisu elektrowni wiatrowych Leitwind w Polsce.

Firma działa na dwóch rynkach – rozproszonych elektrowni wiatrowych, czyli realizowanych przez pojedynczych inwestorów, oraz farm wiatrowych. Pierwszy segment to projekty wiatrowe o mocy do 10 MW. – Jeżeli chodzi o ten segment rynku to obecnie realizujemy kontrakty na łączną moc ok. 200 MW. Są to kontrakty obejmujące od montażu pojedynczej turbiny do farm o łącznej mocy 10 MW. Warto dodać, że bardzo często w grę wchodzi montaż jednej–dwóch turbin – opowiada Tadeusz Turski. – Najciekawsza ostatnio realizowana inwestycja to instalacja trzech turbin wiatrowych o mocy 2,5 MW w okolicy Nowego Tomyśla w Wielkopolsce. Te turbiny mają najwyższe możliwe maszty i rozpiętość śmigieł 100 m – dodaje. Koszt tej inwestycji to ok. 54 mln zł (koszt jednej turbiny i jej montażu to ok. 18 mln zł).
W segmencie dużych farm wiatrowych o mocy powyżej 30 MW firma działa w trzech miejscach (łączna moc farm wiatrowych w tych lokalizacjach to ok. 150 MW). W województwie podlaskim są dwie farmy (o mocy 57,5 i 40 MW) oraz jedna w województwie warmińsko-mazurskim (o mocy 50 MW). Jak mówi Tadeusz Turski, największą grupę klientów stanowią firmy, które choć główną działalność prowadzą w innych branżach, to poprzez spółki-córki starają się inwestować w energię odnawialną. To kolejny sygnał, że energia wiatrowa jest przyszłościowa.

Perspektywiczna energia

Jak wynika z raportu „Budownictwo energetyczne w Polsce 2010 – Prognozy rozwoju i planowane inwestycje” firmy badawczej PMR, w sektorze energii odnawialnej szykują się duże inwestycje. Według przewidywań analityków najbardziej dynamicznie rozwijać się będzie energetyka wiatrowa, ze średnim rocznym wzrostem zainstalowanej mocy na poziomie 800–900 MW. W raporcie po raz kolejny przywołano bariery z jakimi będzie musiała się borykać ta gałąź energetyki. Jak czytamy, są to: „brak jednolitej, wspólnej strategii rządowej oraz spójności w podejściu do energetyki wiatrowej poszczególnych resortów, długi okres realizacji inwestycji (4–7 lat), długi czas oczekiwania na turbiny wiatrowe (nawet do dwóch lat), brak koordynacji planów rozbudowy sieci przez dystrybutorów, a także praktyka rezerwowania mocy przyłączeniowej, co tworzy niejawny rynek obrotu uprawnieniami do przyłączenia”. Czyli wszystko to, o czym już słyszeliśmy od przedstawicieli branży energetyki odnawialnej. Choć analitycy PMR podkreślają, że ten segment rynku jest bardzo perspektywiczny. Podobne wnioski wynikają z „Prognozy rozwoju rynku odnawialnej energetyki elektrycznej do 2020 r. z uwzględnieniem perspektywy roku 2030” przygotowanej na początku ubiegłego roku przez Fundację na Rzecz Energetyki Zrównoważonej. Jak podają autorzy opracowania, w 2008 r. moc zainstalowana elektrowni wiatrowych na lądzie wynosiła 472 MW, a w 2020 r. ma to być 6500 MW. Autorzy, co prawda, są mniej optymistyczni jeżeli chodzi o roczny przyrost nowych mocy (według ich prognoz ma być to średnio ok. 600 MW rocznie), ale jednocześnie pokazują, że ze wszystkich źródeł energii odnawialnej właśnie lądowe elektrownie wiatrowe będą mogły się pochwalić największym przyrostem nowych mocy. Jednak jak na razie nie jest różowo. Jak podała Agencja Rynku Energii, większość energii z OZE pochodzi z dużych systemowych elektrowni stosujących współspalanie. Współspalanie biomasy z węglem w elektrowniach systemowych i w elektrociepłowniach dało w 2009 r. 4,2 TWh. Elektrownie wodne dostarczyły 2,4 TWh, z wiatru wyprodukowano 1 TWh energii elektrycznej. I choć jak zapewnia Tadeusz Turski Wind Power nie narzeka na brak zainteresowania klientów, to liczy na to, że zainteresowanie energią wiatrową będzie rosnąć.

Problem z wiatrakiem

Podobnie jak inne firmy z tego sektora, również Wind Power boryka się z trudnościami. Część z nich to już wcześniej wymienione bariery, m.in. formalno-prawne. Część jest bardziej „ludzka”. Brak dostatecznej wiedzy społeczeństwa, spowodowany mi.n. brakiem zakrojonych na szeroką skalę kampanii informacyjnych, wywołuje strach.
Zapytałam Tadeusza Turskiego jak to jest z tymi stereotypami. Czy faktycznie turbiny wiatrowe z ekologią nie mają zbyt wiele wspólnego? Czy tak jak twierdzą ich przeciwnicy – choć energia tak pozyskana jest przyjazna środowisku, to farmy wiatrowe już niekoniecznie? Na pewno nie dla ludzi. Ani ptaków. Ani dla krajobrazu… Pierwsza reakcja: głęboki wdech. Po chwili pada odpowiedź.
– Staramy się tłumaczyć ludziom jak to naprawdę jest z elektrowniami wiatrowymi. Zaczynamy od pokonania stereotypów – mówi Tadeusz Turski. Zatem spróbujmy się zmierzyć z mitami. Pierwszy z nich to hałas. – W pewnym stopniu on oczywiście jest. Ale przepisy prawa budowlanego jasno określają normy, których każdy musi się trzymać. Dlatego też przeprowadziliśmy wyliczenia. Wskazały one, że turbina wiatrowa wytwarza hałas poniżej 20 decybeli (dB) – podkreśla Tadeusz Turski.
Dopuszczalny poziom hałasu określa rozporządzenie Ministra Środowiska z 14 czerwca 2007 roku. Według niego dozwolony poziom hałasu wynosi od 45 do 65 dB (za dnia) i od 35 do 55 dB (nocą). Różni się on w zależności od źródła emisji. Za uciążliwy uważa się hałas przekraczający natężenie 60–65 dB. Dla porównania, natężenie dźwięku odnotowywane na ruchliwej ulicy to ok. 90 dB, w bibliotece 20 dB, wytworzonego przez przeciętny odkurzacz ok. 70 dB, a tłum – ok. 60 dB.

– Oczywiście hałas emitowany przez turbiny wiatrowe rośnie proporcjonalnie do siły wiatru, ale wtedy zwiększa się też szum tła. Poza tym nikt o zdrowych zmysłach nie postawi turbiny bliżej niż 500 m od siedliska. Oznacza to, że hałas wytwarzany przez turbiny nie jest, a przynajmniej nie powinien być uciążliwy – tłumaczy Turski.
Kolejny argument powtarzany przez przeciwników turbin wiatrowych: efekt migotania cienia, który wywołują obracające się łopaty turbin przesłaniające słońce. Chodzi tu o tzw. efekt stroboskopowy (choć specjaliści podkreślają, że nie ma on nic wspólnego z migotaniem cienia, które powodują turbiny), powstający, gdy poruszające się ciało oświetlane jest migającym światłem. Następuje nieprawidłowe wrażenie zwolnienia lub pozornego zatrzymania. Najczęściej wywoływany przez migotanie o częstotliwości powyżej 2,5 Hz. Jednak jak podaje Brytyjskie Stowarzyszenie Epilepsji (British Epilepsy Association) nie ma dowodów na to, że efekt migotania cieni wywoływany przez turbiny wiatrowe może wywoływać ataki epilepsji. Jak możemy przeczytać na stronie Fundacji na Rzecz Energetyki Zrównoważonej, maksymalne częstotliwości migotania wywołanego przez współczesne turbiny wiatrowe nie przekraczają 1 Hz. Aby efekt migotania ceni wywoływany przez elektrownie wiatrowe mógł osiągnąć częstotliwość efektu stroboskopowego, rotor wiatraka musiałby wykonywać 50 obrotów wirnika na minutę, tymczasem nowoczesne wolnoobrotowe turbiny obracają się z prędkością maksymalną 20 obrotów na minutę. Nowoczesne wiatraki wykonują natomiast nie więcej niż 12–20 obrotów na minutę. Stare turbiny mniejszych mocy (poniżej 500 kW) mogą obracać się znacznie szybciej, nawet powyżej 50 obrotów na minutę. Trzeba jednak przyznać, że samo migotanie, powstające, gdy słońce świeci zza turbiny, może być irytujące. Co na to Tadeusz Turski? – Gondola obraca się o 360 stopni, a turbina ustawia się zawsze do wiatru, więc może się zdarzyć, że nakieruje się śmigłem przodem do okna. Można temu zaradzić. Ruch słońca jest znany, więc wystarczy wykonać analizę migotania cienia. Na tej podstawie ustalamy, że jeżeli słońce znajdzie się w danym położeniu i wiatr będzie wiał z tego samego kierunku, to może to zakłócać spokój mieszkańcom. Dlatego możemy zaprogramować czujnik wiatru tak, aby wyłączał się, gdy zaistnieje taka sytuacja – wyjaśnia Turski.

Mit nr trzy, czyli: turbiny wiatrowe wywołują szkodliwe infradźwięki. Jak możemy przeczytać na stronie Centralnego Instytutu Ochrony Pracy – Państwowego Instytutu Badawczego, jest to hałas, w którego widmie występują składowe o częstotliwościach infradźwiękowych od 2 do 20 Hz. Obecnie w literaturze coraz powszechniej używa się pojęcia „hałas niskoczęstotliwościowy”, które obejmuje zakres częstotliwości od około 10 do 250 Hz.
– Infradźwięków nie powoduje turbina sama w sobie, tylko wiatr, który trze o krawędzie łopat. Przez lata zmieniano konstrukcję tak, aby wyeliminować to zjawisko. Między innymi zmieniono konstrukcję śmigła i zniwelowano ten efekt. Trzeba jeszcze pamiętać o jednym. Gdy są jakieś wątpliwości co do wpływu turbin na zdrowie, można zażądać przeprowadzenia badań – podkreśla Tadeusz Turski. Ale gdy pytam, czy w związku z obawami społecznymi brakuje chętnych np. do wydzierżawiania terenów pod turbiny wiatrowe, stanowczo odpowiada: – Nie. Działamy mniej więcej w stu miejscach w Polsce, w większości z nich nie mieliśmy problemów ze społecznością lokalną. Dzwoni do nas wielu właścicielu gruntów, którzy są zainteresowani współpracą. Proszą nas byśmy sprawdzili czy w danym miejscu można postawić turbinę wiatrową. To jest szansa na zapewnienie sobie dodatkowego źródła dochodu. Na jedną turbinę potrzeba koła o średnicy ok. 5 m, w zamian właściciel ziemi otrzymuje od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie – tłumaczy Tadeusz Turski.

Czasochłonny projekt

Załóżmy, że pokonaliśmy już obawy mieszkańców. Co dalej? Kolejną przeszkodą dla rozwoju energetyki wiatrowej, wymienianą przez analityków z Fundacji na Rzecz Energii Zrównoważonej, są zbyt długie procedury przygotowania inwestycji oraz problemy z przyłączeniem do sieci. I faktycznie – jak mówi Tadeusz Turski, procedury są czasochłonne. Skompletowanie potrzebnej dokumentacji i dopełnienie wszystkich formalności zajmuje ok. trzech lat. Pierwszy krok to wybór terenu, potem należy przeprowadzić analizę, czy jest szansa na wybudowanie elektrowni, czy jest wiatr i ile turbin zmieści się na danym terenie. Specjaliści AC Prim sprawdzają też, czy na danym terenie nie ma dodatkowych ograniczeń dotyczących ochrony środowiska, np. czy turbina nie będzie stała na trasie przelotu ptaków. Należy też przygotować raport wykonalności inwestycji. – Inaczej przygotowuje się go dla dużej farmy, a inaczej dla małej, ale zawsze istotny jest stosunek kosztów do przychodów. Ekologia ekologią, ale nikt nie będzie stawiał turbin wiatrowych, gdy jest to nieopłacalne – zaznacza Turski. – Jeżeli gmina jest zainteresowana, można zacząć przystępować do procedur formalno-prawnych, które spółka bierze na siebie. Potem, by zebrać dane, stawiany jest maszt pomiarowy – i wtedy mamy rok na zrobienie projektu budowlanego i zagospodarowania technicznego, zapewnienie sobie źródła finansowania i zamówienie turbin (na które czeka się od roku do dwóch lat) – mówi Tadeusz Turski.

Choć procedura wymaga przygotowania wielu dokumentów, zebrania danych, uzyskania niezbędnych pozwoleń, warto spojrzeć w przyszłość. Energetyka wiatrowa będzie się rozwijać, a korzyści zamiast maleć będą się zwiększać, zarówno jeżeli chodzi o ochronę środowiska, dywersyfikację źródeł energii, jak i korzyści społeczno-gospodarcze. Gmina może zyskać choćby wpływy z podatków od nieruchomości (podatek nalicza się według 2% stawki od wartości części budowlanych elektrowni wiatrowej) czy zmniejszenie kosztów i strat przesyłu poprzez przybliżenie wytwórcy do odbiorcy. ■